Powrót do
strony głównej
1 9 4
5 8

Świętochłowice
obóz
Zgoda

Obóz ZGODA utworzyło Powiatowe Biuro Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego w Katowicach prawdopodobnie na podstawie dekretu Krajowej Rady Narodowej z 28 lutego 1945 r. o wyłączeniu ze społeczeństwa polskiego wrogich elementów. Początkowo nazywany był „obozem karnym”, po włączeniu w struktury Centralnego Obozu Pracy w Jaworznie „obozem pracy”.

Przejął infrastrukturę hitlerowskiego obozu pracy Eintrachthütte, podobozu KL Auschwitz - składał się z kilkunastu drewnianych baraków, z których siedem było przeznaczonych dla więźniów. Otoczony był podwójnym drutem kolczastym. Pod napięciem. Przestrzeń między drutami wynosiła 1,5 m i była wysypana piaskiem. Oświetlało go dziesięć reflektorów, a w czterech rogach stały murowane wieże wartownicze. Należał do największych obozów na Górnym Śląsku. Jego „pojemność” określono na 1400–1500 więźniów, przy czym faktycznie przebywało w nim nawet ponad 5000 osób. Załogę stanowili funkcjonariusze Urzędu Bezpieczeństwa pochodzący głównie z województw wschodnich, ale także z Zagłębia Dąbrowskiego i Górnego Śląska. Początkowo obozem dowodzili Aleksy Krut, później samodzielnie Salomon Morel. Do obozu koncentracyjnego w Świętochłowicach kierowano więźniów na podstawie kilku aktów prawnych, bez procesów sądowych czy nawet bez dochodzenia. Większość osadzonych trafiło do obozu na mocy dekretu PKWN z 4 listopada 1944 r. „o środkach zabezpieczających w stosunku do zdrajców Narodu”. Przepisy tego dekretu formalnie nie obejmowały Górnego Śląska.

Do obozu kierowano osoby nawet po anonimowych donosach, przy czym jedynie 40 osób było osadzonych pod zarzutem współpracy z Niemcami. Jednym z częstych motywów była chęć zagarnięcia majątku osoby osadzonej. Zdarzały się uwięzienia tylko za np. posiadanie odznaki niemieckiego związku sportowego, niepoprawnego wysławiania się w języku polskim czy używania w domu języka niemieckiego, lub z powodu braku dokumentów. Więźniów doprowadzano do obozu pieszo (np. na początku marca 1945 r. osoby zatrzymane na terenie Katowic uformowano w okolicy Pl. Wolności w kolumny i popędzono w kierunku Świętochłowic, na czele każdej kolumny postawiono człowieka z flagą hitlerowską), dowożono tramwajami lub koleją (np. z Bielska-Białej, Rybnika, a nawet z Nysy). W świętochłowickiej Hali Targowej byli ewidencjonowani, wciągani na obozowe listy i trafiali do baraków. Z powodu niskich racji żywnościowych w obozie panował głód, co doprowadziło do szerzenia się czerwonki i tyfusu (plamistego oraz brzusznego). Głód potęgowały kradzieże: strażnicy kradli części racji żywnościowych uwięzionych, kradli paczki żywnościowe przesyłane przez rodziny oraz rzeczy osobiste więźniów. Warunki sanitarno - bytowe w połączeniu z ogromnym zagęszczeniem więźniów były katastrofalne. W krótkim czasie plagą obozu stały się wszy, pluskwy i szczury. 26 lipca 1945 rozpoczęła się epidemia tyfusu, którego ogniskiem był tzw. „brunatny barak” nr 7, do którego kierowano osoby podejrzewane o współpracę z NSDAP.

Charakterystyczne były poranne apele, w czasie których więźniowie musieli śpiewać polską pieśń kościelną „Kiedy ranne wstają zorze”. Metody znęcania się nad więźniami w obozie były różne: bicie drewnianymi pałkami (np. wyłamanymi z taboretów nogami), poprzez polewanie zimną wodą na mrozie, skakanie po powalonych na ziemię więźniach. Ulubioną i częstą rozrywką strażników było zmuszanie bliskich sobie więźniów do wzajemnego bicia się. Np. syn – ojca, brat – siostrę. Z kolei Morel lubił „układać” więźniów warstwami, jednych na drugich, a sam tańczył „Kalinkę” na ludzkiej piramidzie. Skrajnie trudne warunki obozowe, głód i tortury powodowały załamania psychiczne. Więźniowie wielokrotnie wspominali o przypadkach rzucania się na druty pod napięciem. Kilka osób powiesiło się. Więźniowie zatrudniani byli w pobliskich zakładach pracy. O skali zatrudnienia osadzonych świadczy fakt, że w lipcu 1945 r. w 13 kopalniach pracowało łącznie 2846 osób, 2796 mężczyzn oraz 50 kobiet. Warunki bytowe w obozach przykopalnianych były zdecydowanie lepsze niż te w obozie ZGODA. Traktowano więźniów bez szykan i bicia, lepsze było również jedzenie. Praca więźniów przynosiła niemałe dochody. W momencie likwidacji obozu w Dziale Pracy zgromadzono ponad 118 tysięcy złotych. Oczywiście więźniowie nie otrzymywali żadnego wynagrodzenia. Na przełomie października i listopada 1945 r. do Świętochłowic przyjechała trzyosobowa komisja MBP, której przewodniczył prokurator Jerzy Rybakiewicz. Po dokonaniu przeglądu akt więźniów oraz przeprowadzeniu z nimi rozmów prawie wszyscy zostali zwolnieni. Wyjątek stanowiły te osoby, co do których istniały dowody lub podejrzenia o współpracę z okupantem. Zwolnienie następowało dopiero po podpisaniu dokumentu stwierdzającego, że pod groźbą kary więzienia do lat 15 nie będzie się z nikim rozmawiać o tym, co się wydarzyło w obozie.

„ZGODA” była miejscem sadystycznej kaźni - na blisko 6000 osadzonych prawie 40% poniosło śmierć. Rozmiar i wyjątkowe okrucieństwo tej zbrodni jest najtragiczniejszym elementem powojennej Tragedii Górnośląskiej. W uznawanym za wyjątkowo sadystyczne, nazistowskim obozie pracy KL Eintrachthütte tygodniowo śmierć ponosiło średnio 10-15 osób, w sumie przez 20 miesięcy zabitych zostało lub zmarło niecałe 1000 osób. W działającym na jego miejscu polskim powojennym obozie pracy „ZGODA” w ciągu 8,5 miesiąca zostało zabitych lub zmarło ok. 2500 więźniów. Co najmniej średnio 10 osób dziennie. 6-7 razy więcej. Salomon Morel, od 15 marca 1945 r. samodzielny komendant obozu, nawet przez kolegów i podwładnych nazywany Wariatem, po 1989 r. ścigany był za zbrodnię ludobójstwa. Uciekł do Izraela i nigdy nie został osądzony. W czasie swojej obozowej komendantury twierdził, że on sam był więźniem KL Auschwitz (co było nieprawdą), że Auschwitz było „sanatorium” wobec tego, co on w obozie Zgoda zrobi. Niektórzy próbowali go usprawiedliwiać twierdząc, że mścił się za swoją zabitą przez Niemców rodzinę – w rzeczywistości Morel doskonale wiedział, kto zamordował jego rodzinę. Po zlikwidowaniu „ZGODY” Morel został ukarany 3-dniowym aresztem domowym i potrąceniem połowy pensji za „uchybienia w prowadzeniu obozu”. Jednocześnie awansował. Na Naczelnika więzienia w Opolu. Został odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. Do końca życia w 2007 r. otrzymywał wysoką państwową emeryturę.

© Wszelkie prawa zastrzeżone